Serie Beauty Royal Onyx - recenzja

Czarna mamba, czyli Serie Beauty Royal Onyx. Ciemne flakony zobowiązują nie ma co! Nazwa także dość mistyczna… a co my mamy w środku?

Sensualny minerał

Zapach otwiera likierowa czarna porzeczka, taka gęsta i kwaśno-słodka. Nuty głowy nie trwają długo, ponieważ po kilkunastu minutach klaruje się esencja woni, czyli minimalnie ziemista paczula w oparach czekoladowego pyłku. Kakao naprawdę robi tutaj robotę! Troszkę mam wrażenie jakby całość była miksem La Vie Est Belle z Tresorem La Nuit Le Parfum. Całość kokietuje i otula. Nie krzyczy, lecz właśnie sensualnie faluje na ciele. Niby jest słodkawo, ale jednocześnie kwiatowo-owocowo. Ponadto kwiat pomarańczy nadaje perfumom nieoczywistej lekkości, a waniliowa baza z marcepanowym twistem dodatkowo podkręcają flirtujący vibe. Noooo osobiście muszę przyznać, że czarny flakon fajnie współgra z sokiem.

Opinia i parametry

We wnętrzu znalazłam tajemniczą, deserową czekoladę. Kompozycja już od samego początku wyraźnie spowija taką delikatnie słodkawą, paczulową czekoladą na porzeczkowym tle. Bukiet ujmuje, jest bardzo kobiecy, wieczorowy oraz enigmatyczny. Nie jest to zapach lekki, natomiast z drugiej strony również nie należy do kategorii killer. Przewijają się tu nawiązania do bestsellerów od Lancome, ale nie są nachalne. Ogólnie uważam, że Serie Beauty Royal Onyx dało radę!

Nawet nie mam się co przyczepić do parametrów: 7 godzinek na ciele, na ubraniach praktycznie cały dzień 🙂 . I jeszcze ogon – na długość ramion spokojnie ciągnie woal.

Podsumowanie

Onyx faktycznie jest czarny i dość głęboki, ale wszystko tu zostało utrzymane w granicach rozsądku. Noszalna paczula, słodka baza oraz porzeczka nadadzą eleganckiego sznytu nie jednej sukni. Z pewnością jest to jeden z najbardziej galowych aromatów od Serie Beauty i jeśli tylko lubicie perfumy od Lancome, to tutaj jest fajna alternatywa w miłej cenie 🙂 .