The House of Oud Wind Heat – recenzja
Nie wiem czy wiecie, ale jestem zakochana po uszy we flakonach marki 😛 . Moim marzeniem jest poznać i skompletować wszystkie “jajka”. Dzisiaj przyszedł czas na zapach bardzo ciekawy w mojej opinii. Zapraszam do recenzji The House of Oud Wind Heat.
Zamszowy irys
Perfumy startują z przytupem. Wstęp prezentuje ostry i świeży powiew na wzór czarnej Alaia Alaia Paris. Pieprz wierci w nosie, a cytrusowo – owocowy duet zmiękcza szorstki ton. Mam także nieodparte wrażenie jakby gdzieś w tle czaiło się słodkawe brzmienie rodem z Chloe Nomade i śliwkowy vibe z Rihanna Rouge nadając całości subtelny, przestrzenny wydźwięk. Fajne zagranie. Otwarcie szybko wytraca na intensywności odsłaniając zamszową kurtkę: komfortową i znoszoną. Na tym etapie czuję podobieństwo do Bottegi Venetty z tą różnicą, że The House of Oud Wind Heat pachnie zdecydowanie bardziej bogato oraz ma w sobie typowy sznyt irysa w postaci szminkowej barwy. Skórzany welur z dyskretnym niuansem retro pomadki daje naprawdę interesujący efekt.
Ponadto z czasem dochodzi również minimalnie zwierzęce piżmo, dzięki któremu zapach zdecydowanie ma w sobie pazur i indywidualność. Jakby tego było mało przez wszystkie fazy rozwoju co jakiś czas przebija się zakurzony, europejski oud, bez smolistości za to z wyraźnym odcieniem chłodnego drewienka.
Zakończenie natomiast układa się w pastelową, otulającą zamszową rękawiczkę.
Opinia i parametry
Wind Heat to faktycznie ciepły wiaterek na pograniczu suchej pustyni i egzotycznego bazaru. Czuć jakość i różnorodność nut, które balansują między orientem, a współczesnymi kierunkami wonnymi. Kompozycja jest przede wszystkim wielowymiarowa, ale i optymalnie esencjonalna, co uważam za zamierzony zabieg 😉 . Akord zamszu bezapelacyjnie jest tu królem i świetnie współgra z pozostałymi elementami tworząc harmonijną układankę. Co więcej, szminkowo-pudrowy akcent lat 80 wprowadza swoisty smaczek.
Perfumy należą do kategorii unisex i ja się do tego przychylam. Oczywiście wszystko zależy od tego, jaką formę ostatecznie wyda z siebie bukiet, aczkolwiek tutaj olfaktoryczna aranżacja pięknie pracuje zarówno na damskim jak i męskim ciele 🙂 .
Parametry wręcz kozackie. Niechcący zaaplikowałam sok na końcówkę rękawów bluzy zamiast na nadgarstki i wyczuwałam go bez problemu przez kolejne dwa dni! Intensywnie 😉 .
Podsumowanie
The House of Oud Wind Heat to fantastyczna pozycja dla wielbicieli aromatów bliskiego wschodu w nowoczesnym wydaniu. Zapach przyciąga esencjonalnością, głębią i charakterem. Wodzi za nos i zapada w pamięci. Duet zamszu z irysem zmieszano w nietuzinkowy sposób, co dało intrygujący rezultat, który łączy w sobie trzy style: retro-orient-nowa generacja. Z pewnością sporo się tu dzieje i mimo że zapach nie trafia w mój gust to muszę obiektywnie przyznać, że wzbudza zainteresowanie i jeśli tylko macie ochotę na coś bardziej wyszukanego, lecz nie przytłaczającego to polecam to urocze, bursztynowo-żółte “jajko” 😉 .
Specyfikacja zapachowa
Link do fragrantica:
Fragrantica The House of Oud Wind Heat
Kategoria
Skórzana
Nuty
Głowy: różowy pieprz, gałka muszkatołowa i bergamotka
Serca: irys i cedr Virginia
Bazy: zamsz, piżmo, wetyweria i agar (oud)
Twórca:
The House of Oud
Rok powstania:
2016
Pojemności:
75 ml
Trwałość:
Killer – na ciele 8 h, ubrania do prania (normalnie 2 dni i więcej na tkaninie 😉 )