Chloe, Nomade Edp
Zapach, który zazwyczaj zbiera w większości recenzji same pochwały. Szczyci się niebanalnym składem, który wypada faktycznie nieszablonowo wśród ogólnodostępnych pozycji w perfumeriach. Poza tym poprzez nazwę wskazuje na woń skonstruowaną specjalnie dla wędrującego człowieka, który prowadzi koczowniczy tryb życia. Czy właśnie tak pachnie Nomad? Zaraz się okaże :).
Perfumy są oryginalne i to trzeba im przyznać. Kompozycję tworzą głównie trzy nuty: mirabelka, mech dębowy i frezja. Oprócz tego znajdziemy tu również owoce takie jak: brzoskwinia, cytryna czy bergamotka, a także kwiaty: różę i jaśmin oraz inne kompozyty: piżmo, paczulę, drzewo bursztynowe… . Rozstrzał spory. Po wstępnym przeczytaniu składu kompletnie nie potrafiłam sobie wyobrazić czego się spodziewać! Raczej celowałam w typowego świeżaka, a jak jest w rzeczywistości?
Jest bardzo różnie :). Moja recenzja nie będzie opiewać w zachwyty, gdyż Nomade nie spowodował u mnie żadnego uniesienia, wręcz przeciwnie. Najzwyczajniej w świecie bardzo brzydko się na mnie układa :(. To, że z moją skórą nie chciał współpracować, nie oznacza, że i u Was sytuacja będzie podobna! Wszystkie perfumy trzeba testować zawsze na sobie. Ten sam zapach może pachnieć na dwóch różnych osobach totalnie inaczej. “Wędrowiec” jest na tyle złożonym aromatem, że kupno flakonu w ciemno raczej nie wchodzi w grę, bo można się rozczarować… albo zachwycić :). To jak to w końcu z nim jest??
Otwarcie to eksplozja soczystych owoców! Jest rześko, bardzo owocowo i orzeźwiająco. Mirabelka, o której tak głośno w opiniach od razu daje o sobie znać. Wydaje z siebie swoje najlepsze oblicze: pełne nie przesłodzonego soku i w charakterystycznym tonie. Początek jest iście obłędny i ma w sobie fajny unisexowy akcent zahaczający o męski niuans, ale! Po paru minutach, gdy serce perfum miesza się z głową kompozycji i dzieje się coś strasznego :(. Nomade zaczyna wpadać w niezbyt miłe dla mego nosa klimaty… bez owijania w bawełnę powiem wprost: czuję kocie siuśki. Do tego stopnia, że perfumy muszę z sobie zmyć w trybie natychmiastowym, gdyż dalsze użytkowanie powoduje u mnie mdłości :/. Rzadko zdarza mi się reagować na pachnidła w tak drastyczny sposób, ale jeśli już, to nie ma odwrotu. Miłości nie będzie. Za taki obrót sprawy winie brzoskwinie i różę w środowej części kompozycji oraz mimo wszystko ułagodzony mech, który wymieszany z pozostałymi składnikami dał niecodzienny efekt. Acha! I jeszcze paczula z podstawy ze swymi podłymi zapędami dołożyła oliwy do ognia 😉 . Jeśli twórcy zapachu mieli na myśli nie mytego przez parę dni koczownika próbującego zamaskować swój odór kwiatami prosto z pobliskiego bagna to… udało im się xD. Ale tak na poważnie, to moje ph skóry zdecydowanie nie dogadało się z tą koncepcją od Chloe.
Oczywiście, aby być rzetelną, zebrałam się w sobie i przebolałam najgorszy moment rozwoju piramidy. Miałam wrażenie, że trwa ona w nieskończoność i strasznie się dłuży, ale tak na prawdę po półtorej godziny ku mojemu zadowoleniu i uldze woń siuśków mija i zostaje ugładzona baza. Totalnie bliskoskórna kwiatowa mgiełka na leśnym podłożu w unisexowej barwie z mirabelkową smugą. I dzięki Bogu! 😉 . Osobiście środkowy etap perfum dyskwalifikuje je u mnie w przedbiegach i nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki 😉 . Nomade dostało ode mnie parę szans, w różnej temperaturze i aurze, ale zawsze kończyło się to tą samą katastrofą. Za to muszę przyznać bez bicia, że u mojej koleżanki pachną ślicznie! Czuć unikalną żółtą śliweczkę z frezją w duecie bez żadnych nieprzyjemnych doznań. Dlatego też między innymi koniecznie zachęcam do testów przed zakupem :).
Nomade bezapelacyjnie są perfumami oryginalnymi, ale jednocześnie niczym szczególnym nie wyróżniającymi się z tłumu. Fakt, kompozycją i charakterem odbiegają od obecnego trendu słodziaków, ale brak im cechy szczególnej. Mirabelka zdecydowanie góruje nad innymi składnikami, lecz po ostrym otwarciu szybko wyhamowuje. Nie znajdziemy tu cukru ani ciężkich brzmień. Prezentowany styl to nic innego jak letni świeżak. Wadą jest bez wątpienia trwałość – 3 max 4 godziny i koniec. Po tym czasie zapach ulatuje nie pozostawiając po sobie niczego. Flakonik natomiast zaprojektowano w minimalistycznym klimacie. Zwykła, owalna buteleczka ze złotymi akcentami w pastelowo-skórnym odcieniu.
Podsumowanie
Chloe podsuwa nam coś innego w otoczeniu atakujących zewsząd słodziaków. Jest inaczej, mamy tu nietuzinkowe połączenie śliwki mirabelki z kwiatami i mchem dębowym w nieco męskim świetle. Wszakże wszystko przemawia za tym, że zapach jest czymś niecodziennym, to paradoksalnie brakuje mu “tego czegoś”. Uważam, że pozycja zasługuje na chociażby testy i poznanie, bo być może Nomade ukaże Wam swe najpiękniejsze oblicze.
A czy Wy już testowaliście Nomade od Chloe?
Specyfikacja zapachowa:
Kategoria: szyprowo- kwiatowe
– Nuta głowy: mirabelka, bergamotka, cytryna i pomarańcza
– Nuta serca: jaśmin, frezja, róża i brzoskwinia
– Nuta bazy: drzewo bursztynowe, mech dębowy, drzewo sandałowe i białe piżmon oraz paczula
Twórca:
Quentin Bisch
Rok powstania:
2018
Pojemności:
20 ml, 30 ml, 50 ml i 75 ml
Trwałość:
Słaba/średnia – około 3-4 godzin