Yves Saint Laurent, Manifesto L’Eclat Edt
Dzisiaj flanker starego, dobrego Manifesto – wersja L’Eclat! Z założenia miało być lżej i bardziej przejrzyście. Byłam mega ciekawa tego wypustu, ponieważ jestem fanką klasycznego zapachu, który jest moim “must have” w perfumowej toaletce, dlatego do testów podeszłam podekscytowana i pełna nadziei, ale z drugiej strony też z większymi oczekiwaniami niż zazwyczaj. Oryginalne Manifesto ustawiło poprzeczkę (a nawet i porzeczkę 😛 ) wysoko! Ale do meritum!
Jest dobrze! Uffff. Bałam się bardzo rozczarowania, bo wiadomo jak to bywa z flankerami prawda? Już przy otwarciu zdecydowanie czuć DNA pierwowzoru, ale rzeczywiście w odsłonie light. Początek serwuje nam zieloną herbatę e skórką bergamotki i liśćmi porzeczki (podejrzewam, że są one bardziej surowe wydźwiękiem od samego owocu porzeczki). Wstęp jest rześki, ale bardzo szybko do głosu dochodzi wanilia, czyli królowa piramidy. O ile ta orientalna przyprawa jest wyraźnie wyczuwalna, tak bób tonka trochę pozostaje w tyle. Niewątpliwie liście porzeczki z pozostałymi świeżymi nutami przeciągają się w czasie trwania zapachu i nadają całokształtowi świetliste zabarwienie. Co więcej mamy tu zachowane z pierwszego wydania charakterystyczne połączenie wanilii i porzeczkowych tonów w bardziej subtelnym wariancie. Przestrzenność woni jest bezapelacyjnie atutem L’Eclat. Dodatkowo drzewna podstawa wprowadza chłód oraz równoważy słodycz. Im bliżej zakończenia tym bardziej mam wrażenie jakby kwiatowy niuans chciał się przebić spod pierzyny głównego motywu, lecz w moim odczuciu jest on za każdym razem mimo wszystko nieoczywisty i robi bardziej za tło kompozycji.
Zakończenie bardzo mi się podoba, bo po wojnie wszystkich składowych przychodzi wyciszenie i bliskoskórna zmysłowość.
Manifesto L’Eclat bardzo miło mnie zaskoczyły. Są faktycznie lżejsze od wersji Edp oraz mogą pochwalić się świetnymi etapami zapachu: wibrujący początek, waniliowo-porzeczkowy środek oraz drzewne zamknięcie. Poza tym całości towarzyszy iskrząca aura świeżości przepleciona zielonymi epizodami. Jak dla mnie świetne zagranie! Powiem więcej – wciąż jest kobieco i czarująco. Perfumy te pięknie wybrzmiewają wiosną, czy nawet w chłodniejsze dni lata. Trwałość w moim odczuciu jest zadowalająca, po 5-6 godzinach wciąż czuję je pod nosem. Natomiast L’Eclat nie projektują zbyt długo, ani daleko. Raczej jest to kategoria bliskoskórnych woni.
Oczywiście flakon mocno nawiązuje do wzorca. Fioletowo kremowe kolory oraz ten sam kształt buteleczki. Z resztą spot reklamowy poprzez jakby wyłonienie flaszki z krystalicznej wody przypominającej barwą herbatę wskazuje, że możemy spodziewać się czegoś z pobudzającymi akcentami.
Podsumowanie
Yves Saint Laurent nie osiadł na laurach po sukcesie Manifesto Edp i zaserwował nam jego wydanie w stonowanym i wyciszonym egzemplarzu. L’Eclat nie manifestuje głośno swojej obecności, natomiast z gracją daje o sobie znać w wyraźny, lecz nienachalny sposób. Cierpko-słodki akord został rozpromieniony zielonymi niuansami herbaty, które ożywiły aromat na praktycznie każdym etapie rozwoju zapachu! Jeśli wersja wody perfumowanej przypadła Wam do gustu, lecz szukacie czegoś nieco lżejszego, to ta woda toaletowa świetnie się nada. Polecam z czystym sumieniem fanom linio Manifesto 🙂 .
Specyfikacja zapachowa:
Kategoria: orientalno – kwiatowe
– Nuta głowy: bergamotka, zielona herbata, łodygi porzeczki i neroli
– Nuta serca: jaśmin, frezja, czerwona róża i kwiat pomarańczy
– Nuta bazy: wanilia, fasolka tonka, drzewo sandałowe i drzewo kaszmirowe
Twórca:
Anne Flipo i Loc Dong
Rok powstania:
2014
Pojemności:
50 ml i 90 ml
Trwałość:
Dobra – około 6 godzin na skórze, ubrania i włosy znacznie dłużej