Roberto Cavalli Eau De Parfum
To jest jeden z tych zapachów, gdzie mniej znaczy więcej. Moje pierwsze spotkanie z Roberto Cavalli Eau De Parfum było dość porywające, od razu poczułam w nim ‘to coś’ – niejednoznaczne, inne, niesztampowe i intrygujące. Nie mogłam się z nim rozstać, a od tamtego momentu minęło ponad 5 lat i mogę z czystym sumieniem nazwać go moim Signature Scent’em. Szczerze mówiąc wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu perfum marki Roberto Cavalli (wiedziałam jedynie, że jest on znanym projektantem mody).
W perfumerii mój wzrok przyciągnął charakterystyczny korek od flakonu (jest to rozpoznawalne logo Domu Mody Cavalli’ego) – jak na tego włoskiego projektanta przystało perfumy nawiązują w kolorach do bogactwa i przepychu (złoty korek i bursztynowy odcień wody), dodatkowo mamy jeszcze akcent zwierzęcego printu, a wygląd buteleczki inspirowany był doskonałymi kształtami powabnej kobiety (flakon jest dość ciężki przez użycie grubego szkła, a jednocześnie mile opływowy, przez co dobrze układa się w dłoni).
Natomiast jeśli chodzi o sam zapach… otwiera się wonią różowego pieprzu, jest on na tyle wyraźny i dominujący, że aromat wręcz szaleje od samego początku nadając perfumom intensywności i mocy. Na mojej skórze po paru chwilach pieprz jest delikatnie przełamywany mandarynką, taką jeszcze zieloną, bardziej kwaśną niż słodką.
W sercu znajdziemy główny kompozyt i inspirację – kwiaty pomarańczy. Akurat w tym wydaniu są one dość niepospolite, snują się przez całą projekcję, co chwilę zaskakując: na początku przyćmione pieprzem, poprzez ich aromatyczne apogeum i bardzo wyraźne, kremowe wybicie (niemalże solo), aż w końcu dają się otulić słodkiej wanilii i bobem tonka – jak dla mnie hit. Obecna tu słodycz jest wyrafinowana i wytrawna, zero lepkości i taniego spożywczego dodatku do ciasta, klasa sama w sobie.
To nietuzinkowe połączenie kwiatu pomarańczy na każdym etapie sprawia, że zapach jest wielowymiarowy oraz bardzo kobiecy, a nuta serca mocno urzekająca. Roberto Cavalli Eau De Parfum jest ucieleśnieniem luksusu i bogactwa. Mnie po prostu porwał i osobiście nie znam perfum, które pachniałyby podobnie. Mają charakter. Idealnie komponują się z letnimi nocami, zmysłowymi sukienkami oraz złotą biżuterią, aczkolwiek w jesiennym, przylegającym sweterku, elegancką torebką i botkami na obcasie też się sprawdzą.
Podsumowanie
Louise Turner stworzył niezwykle zmysłowe i ciepłe perfumy ze zwierzęcym pazurem, które wodzą na pokuszenie. Są dojrzałe i seksowne, na pewno nie dla nastolatki w adidasach i T-shircie. Całość kompozycji przywodzi na myśl złote piaski pustyni, upojne noce oraz drzemiące w każdej kobiecie piękno. Zapach nie za mocny, ale jednocześnie stanowczy, ma to “coś” i nie męczy nosa. Dodatkowo mogę powiedzieć, że mimo wszystko perfumy te nie są zbyt często spotykane (a przynajmniej bardzo sporadycznie zdarza mi się je wyczuć na ulicy) co jest na pewno na plus.
Dla mnie jest to najlepszy wśród zapachów z rodziny Cavalliego, a kampania reklamowa również bardzo trafnie oddaje aromatyczną kreację perfumowego dzieła.
Ja je gorąco polecam, szczególnie jeśli lubicie pachnieć troszkę inaczej, uwodzicielsko i nieszablonowo (a jednocześnie ciągle w tonacji współczesnego świata) to koniecznie musicie je przetestować.
Specyfikacja zapachowa:
Kategoria: orientalno – kwiatowa
Nuta głowy: różowy pieprz
Nuta serca: kwiat pomarańczy
Nuta bazy: fasola tonka, benzoes, wanilia
Twórca:
Louise Turner
Rok powstania:
2012
Pojemności:
30 ml, 50 ml i 75 ml
Trwałość:
Znakomita – około 10 godzin na skórze, ubrania do 2 dni