Joanna Krupa Yourself - recenzja

Joanna Krupa Yourself to pierwszy unisexowy zapach od celebrytki. W drogeriach na półkach jest mało perfum w tej kategorii, raczej konkretny target na damskie i męskie. Natomiast Dżoana niczego się nie boi 🙂 , ba! Co więcej wypuściła perfumy z duszą, stylem i o niesamowicie dobrej jakości.

Niepozorny flakon, wielkie WoW!

Oczywiście nie ma co owijać w bawełnę – inspiracja Tobacco Vanillle jest tu bardzo wyraźna. O ile u Toma Forda wszystko jest intensywne, gęste i niemal teatralne, tak w Yourself całość została wygładzona oraz lekko przefiltrowana przez ciepłe światło.

Początek przyprawowy i wytrawny, chwilami wręcz dymny z elementem gorzkiego kakao. To właśnie tytoń wiedzie tu prym, ale nie przytłacza. Jest suchy, elegancki i niemal natychmiast z wyczuwalnym akcentem aksamitnej słodyczy. Po około trzydziestu minutach kompozycja zaczyna ewoluować. Dymne nuty łagodnieją, pojawia się orientalna wanilia, która osładza całość i nadaje jej kremowego, balsamicznego tonu. W tle nadal słychać korzenne echo, lecz tym razem gra cicho tylko podkreślając główny motyw.

Efekt? Zmysłowy, tytoniowo-waniliowy woal przyklejający się do skóry niczym drogi kaszmirowy sweter. Całość jest płynna, gładka, spójna – nic nie kłóci się ze sobą, nic nie drażni.

Opinia i parametry

No cóż, mamy tu kapitalne perfumy! Yourself to typ zapachu, który mimo solidnej esencji nie męczy i nie przytłacza. Idealnie zbalansowany unisex w najlepszym tego słowa znaczeniu. Na kobiecie wybrzmiewa miękko, aksamitnie i lekko aromatycznie, natomiast na mężczyźnie potrafi nabrać szlachetnej surowości. W obu przypadkach brzmi drogo. Jeśli lubicie klimat Tobacco Vanille, ale chwilami marzycie o czymś mniej ekspresyjnym, acz wciąż utrzymanym w solidnym tonie, to Krupa wypada jak jego młodsza siostra w zaskakująco niskiej cenie.

Parametry? Świetne! Projekcja duża, trwałość minimum 7 godzin na ciele, ubrania do prania.

Podsumowanie

Podsumowując, Joanna Krupa Yourself to przyjemna lekcja pokory dla wszystkich, którzy uważają, że dobre perfumy muszą kosztować fortunę. Mamy tu klasę, głębię i świetny gust w jednym. Co więcej, uważam, że to jeden z najlepszych drogeryjnych unisexów ostatnich lat. I szczerze? Osobiście zdecydowanie bardziej wolę to wydanie Toma Forda od oryginału! Jest mniej ekspansywne, bardziej przyjazne, ale wciąż z ogniem 🙂 .