Elie Saab, Girl of Now Shine Edp
Przyszedł czas na markę, którą tak na prawdę wcześniej traktowałam po macoszemu. Dopiero wypuszczenie linii Girl of Now przykuło moją uwagę i pokusiłam się nawet o flakon. Dzisiaj przybliżę Wam wersję Shine. Zapraszam!
Już na wstępie mogę powiedzieć, że według mnie to wydanie wypada najlepiej z całej rodzinki Girl of Now. DNA pierwowzoru zostało solidnie zachowane, ale całokształt we flankerze jest znacznie bardziej przestrzenny, a nuty pięknie ze sobą współgrają nie dusząc nosiciela. Perfumy nie są wielowymiarowe, w zasadzie dzieje się tu mało pod względem zmienności woni, ale za to bukiet jest tak uzależniający i komfortowy, że rekompensuje wszystko.
Dla mnie Shine to po prostu pistacjowo-waniliowe lody posypane migdałami. Aromat jest tak puszysty i jednocześnie kremowy (zdecydowanie ylang-ylang w natarciu), że momentami zahacza o słodkie ciasto naleśnikowe albo tort śmietanowy. Co więcej, obecna tu słodycz nie jest absolutnie tania czy ulepna. Po prostu błogo otula 🙂 . Bardzo cenie taki sposób podania gourmandowych perfum, gdzie zapach jest miękko słodki i balansuje na granicy spożywczego odbioru subtelnie go przekraczając i dając namiastkę wyrobów z najwyższej półki. Owocowo-kwiatowe nuty z pewnością robią robotę za kulisami, bo dzięki nim Shine nie przeobraża się w cukierniczą pulpę, ale posiada w sobie ten oddech, dzięki któremu pięknie wibruje, a którego według mnie zabrakło w klasyku.
Flanker lśni również pod względem parametrów. O ile początek jest dość agresywny i mocny, tak szybko osiada na skórze i ubraniach. Przez pierwsze dwie-trzy godzinki projektuje na długość ramion, a następnie przechodzi w stan bliskoskórny. Zapach jako jeden z nielicznych siedzi na nadgarstkach ponad 7 h, a nawet dobija do 10 h, co jest fenomenem. Na włosach i ubraniach przetrwa noc 🙂 .
Zamysł był taki, że Shine to letnia wersja oryginału i teoretycznie powinna sprawdzić się w cieplejsze dni, ale o ile faktycznie bukiet wypada bardziej przestrzennie, tak mimo wszystko do lekkich nie należy i latem mnie okrutnie męczył. W pozostałe pory roku ślicznie się rozwija, ale w upały nie polecam ich używania 😉 .
Podsumowanie
Shine to bezapelacyjnie w chwili obecnej najlepsza odsłona Girl of Now. Kompozycja została rozświetlona owocowo-kwiatowymi nutami, przez co jest odczuwalnie lżejsza, lecz wciąż z wyjątkowo solidnym akcentem klasyka 🙂 . Perfumy są ciepłe, słodkie i niezwykle optymistyczne. Dla mnie jest to typ eleganckiego gourmandu, którego wszystkie składniki są odpowiednio zblendowane w jedną, kremowo-puchatą całość. Jeśli bardzo lubicie waniliowo-pistacjowe lody podane z migdałowym deserem, które absolutnie nie pachną chemicznie i ostentacyjnie, a kokieteryjnie manewrują między gourmand a nie gourmand – od razu bierzcie perfumy w ciemno!
Specyfikacja zapachowa:
Kategoria: orientalno-kwiatowe
– Nuta głowy: ananas, pistacja, gruszka i mandarynka
– Nuta serca: gorzki migdał, kwiat pomarańczy, jaśmin i ylang-ylang
– Nuta bazy: wanilia, paczula i irys.
Twórca:
Sophie Labbe i Dominique Ropion
Rok powstania:
2018
Pojemności:
30 ml, 50 ml i 90 ml
Trwałość:
Bardzo dobra – 7-10 h na skórze, ubrania do prania
Wahałam się swojego czasu pomiędzy podstawową Girl of Now edp, a wersją Shine – obie piękne. Ostatecznie podstawowa wersja zasiliła kolekcję.
Podstawowa wersja świetnie sprawdza się u mnie zimą, a Shine w okresie jesiennym 🙂