
Zara Jo Malone Emotions, Bohemian Bluebells Edp
Przyszedł czas na lawendę! Nie jestem miłośniczką tej rośliny z powodu jej drażniącej, ziołowej woni (niestety w moim przypadku relaks przy lawendzie odpada 😉 ), natomiast jeśli chodzi o perfumy, to okazało się, że jednak można ją przedstawić zupełnie inaczej! Czyli w sposób bardziej przyjazny dla nosa, na przykład nieco osłodzić lub połączyć z innymi nutami kwiatowymi, dlatego ostatnimi czasy przeżywam jakby zauroczenie tym fioletowym zielem i często sięgam po na przykład Libre Yves Saint Laurent. Dokładnie w takim wydaniu bardzo mi przypadła do gustu. Tak na prawdę sama jestem zdziwiona tym faktem, gdyż lawenda sama w sobie na prawdę nie jest moim faworytem jeśli chodzi o jej występowanie w przyrodzie, ponieważ potrafi wydać z siebie intensywnie gryzący aromat. Z jednej strony mam do niej uraz, a z drugiej po ukazaniu w perfumach pod całkiem inną postacią postanowiłam dać drugą szansę!


I takim oto sposobem nadszeł czas na Bohemian Bluebells… ja nie wiem czy mogę tak oficjalnie napsiać, ale wstęp tych perfum to jakiś horror! Być może zagorzali miłośnicy strikte ziołowej lawendy w tym momencie mnie znienawidzą 😛 , ale niestety pierwszy psik spowodował, że wszystkie moje koszmary z nią związane się urzeczywistniły. Pierwsze co to mocne uderzenie tak surowej i ekstremalnie ziołowej macierzanki, że odleciałam do tyłu z wielkim grymasem na twarzy… . Niestety! Poczułam się jakbym nagle znalazła w jakiejś chatce czarnowicy, która dopiero co przyrządziła ekstrakt odstraszacza na komary i zadymiła nim całą przestrzeń… . Zapomnijcie o słodkim Mon Guerlain. Przedstawione tu wydanie lawendy trzeba lubic! I to bardzo, inaczej pierwsze skojarzenie to będzie spray na muchy, odświezacz do łazienki czy płyn do podłóg. Nic na to nie poradzę, ale właśnie tak pachnie Bohemian Bluebell przez dobre pierwsze 40 minut. Dramat, dramat, dramat! Modliłam się, aby zapach szybko ewoluował, gdyż miałam ogromną cheć wskoczyć pod prysznic i zmyć z siebie tę woń. W zasadzie jakby mi ktoś dał te perfumy to testów w ciemno, to rzekłabym, że to nisza w dziwacznej odsłonie… .
Czas mijał… ja siedziałam jak na szpilkach :P… i ufff…. udało się! Dzięki Bogu mamy w składzie piżmo! Kochane piżmo, którego fanką też nie jestem xD, uratowało całokształt i baaardzo powoli zaczęło pacyfikować zielono-goryczkową masakrę (wybaczcie za określenie 😛 , ale tak było 😛 ). Mimo że wciąż wyczuwalna jest apteczno-drażniąca lawenda, to akcent pudrowości sprawia, że w jakimś stopniu staje się „noszalna” (dodałam cudzysłów, gdyż na tym etapie zapach przybiera postać brudnych i ziemistych kwiatów po burzy, jakby zamknięto we flakonie błotną esencję z fioletowego kwiecia 😛 i trwa w tym wydźwięku już do końca).

Bez wątpienia tymi perfumami można zabić otoczenie! Nadmiar psików spowoduje ucieczkę wszystkich oataczjących Was osób, dlatego jeśli pracujecie w zamkniętych pomieszczeniach i szanujecie swoich współpracowników czy rodzinę to zastanówcie się dobrze nad ich użyciem, gdyż ten zapach raczej nie jest przyjmowany optymistycznie przez ludzi. Bohemian Buebell w nadmiarze jest toksyczny. Uważam, że dwa psiki to max! Projekcja i trwałość zaskakująco dobre.
P.S.
Ciężko mi ocenić ten zapach, ponieważ z jednej strony jest to majstersztyk jeśli chodzi o przedstawienie idealnie ziołowej i wysuszonej lawendy, a z drugiej wiem, że tego typu perfumy należą do kategorii: albo się je pokocha, albo znienawidzi, z powodu swojej nieszablonowości. Za samą kompozycję dałabym mimo wszystko mocne 4, a może nawet i 5, natomiast jej odbiór przez otoczenie może skończyć się nieprzewidzianie 🙂 . Daje 4 !
Podsumowanie
Nie dam złej oceny tym perfumom, gdyż odbiór zapachu to sprawa bardzo indywidualna, ale niestety w moim odczuciu ta lawenda spowodowała u mnie alergię. Ukazanie woni w stylu apteczno-zielarskim mocno zawęża grono nabywców. Oczywiście znajdą się i wielbiciele, lecz raczej będzie to mniejszość aniżeli większość. Osobiście zakwalifikowałabym Bohemian Bluebells pod niszę, nie mainstream. Patrząc na samą kompozycję Jo Malone wykreowała idealną, surową lawendę – ziele, tylko dlaczego pod szyldem Zary? Dlaczego w sieciówce?? Nie wiem czy to się sprzeda, bo potencjalny klient nie jest gotowy na taki odlot 🙂 .
Bohemian Bluebells TYLKO do indywidualnych testów. Nie polecam zakupów w ciemno.
Specyfikacja zapachowa:
Kategoria: kwiatowo-drzewno-piżmowe
Nuty: lawenda, drzewo sandałowe, piżmo
Twórca:
Jo Malone
Rok powstania:
2019
Pojemności:
10 ml (roll on) i 40 ml oraz 90 ml
Trwałość:
Bardzo dobra – 7-8 na skórze

Zara Jo Malone Emotions, Ebony Wood Edp
Zobacz również

Jean Paul Gaultier, Classique Edt
5 stycznia 2021
Jimmy Choo, Flash Edp
23 marca 2019
De gustibus non est disputandum 🙂 bo mnie te perfumy zachwyciły najbardziej z całej kolekcji. Lawendę ogólnie lubię ale tu jej nie odbieram jako taki czysty lawendowy zapach. Może na mojej skórze inaczej pachną? Zapach jest dla mnie piękny, niezwykle oryginalny. Czuję tu głównie nuty piernikowe z domieszką ziół, i gdzieś daleko „wytrawną słodyczą”. Spodobały mi się tak bardzo, że zakupiłam ich flakon razem z Ebony Wood.
Teoretycznie nie powinno się dyskutować o gustach, ALE 🙂 staram się, aby w moich recenzjach często pojawiały się przypomnienia, iż jest to moja subiektywna opinia i oczywiście każdy może mieć inne zdanie i kompletnie inny odbiór tej samej woni. Kocham zapachy i lubię je opisywać z mojego punktu widzenia, aczkolwiek niektóre aspekty takie jak jakość można już potraktować bardziej obiektywnie. Bardzo mnie cieszy, że zapach Ci się podoba, bo mimo wszystko wypada zacnie. Mi nie przypadł, lecz i tak oceniłam go wysoko za bardzo dobre parametry oraz brak sztuczności. Niestety na mojej skórze nie pojawiły się słodkie nuty, bo prawdopodobnie… Czytaj więcej »